bigdutchmann

Ceny trzody chlewnej spadają trzeci tydzień. Jedną z przyczyn afera solna

Ceny trzody chlewnej spadają trzeci tydzień. Jedną z przyczyn afera solna 


 Od trzech tygodni spadają ceny trzody chlewnej. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w pierwszym tygodniu marca (27.02-3.04) przeciętna cena zakupu żywca wieprzowego w zakładach wyniosła 5,17 zł/kg netto. Oznacza to spadek o prawie 2 proc. wobec drugiego tygodnia lutego, kiedy cena wynosiła 5,27 zł/kg – informuje Bank BGŻ. Wiele wskazuje na to, że w tym roku ceny trzody nie wzrosną przed świętami. Mimo notowanych w ostatnim okresie spadków, obecna cena nadal jest wysoka w porównaniu z cenami historycznymi. Na przestrzeni roku trzoda podrożała o 25 proc. Rok temu za kilogram żywca zakłady płaciły przeciętnie 4,13 zł/kg. Dzisiejsza cena jest również o 34 proc. wyższa niż przeciętnie w pierwszym tygodniu marca w poprzednich pięciu latach. Zbliża się Wielkanoc, a to tradycyjnie okres wzrostów cen na rynku trzody chlewnej. W poprzednich pięciu latach w ostatnich czterech tygodniach przed świętami, cena rosła przeciętnie o 21 gr/kg. Czy tak będzie w tym roku? Jak na razie dużo wskazuje na to, że w tym roku wzrost może być znacznie mniejszy lub w ogóle go nie będzie. Taka sytuacja w ostatnich dziewięciu latach miała miejsce raz, w roku 2010. W bieżącym roku hamująco na wzrost cen działają co najmniej trzy czynniki. Po pierwsze, w ostatnich tygodniach dosyć szybko euro umacnia się wobec dolara amerykańskiego, co powoduje presję na unijne ceny wieprzowiny. Po drugie, efekt ten jest wzmacniany przez aprecjację złotego wobec euro. Po trzecie wreszcie, prawdopodobnie swój wpływ na rynek ujawniła również afera solna. W ostatnich kliku dniach, od kiedy okazało się, że sól przemysłowa użyta do produkcji żywności nie była szkodliwa, afera zdaje się przycichać. Gdyby tak się stało, jej wpływ na rynek może być krótkotrwały. Dużo jednak zależy od tego, na ile została ewentualnie nadszarpnięta dobra reputacja polskich producentów za granicą.

Źródło: Bank BGŻ 13-03-2012

Litwini kontrolują polskie mięso

Litwini kontrolują polskie mięso


Litewska Państwowa Inspekcja Żywności i Weterynarii zapewniła, że polskie przetwory mięsne sprzedawane na Litwie są bezpieczne i nie zawierają soli przemysłowej. To reakcja na pojawiające się w mediach w tym kraju informacje na temat tzw. afery solnej w Polsce. Litewska Inspekcja Żywności i Weterynarii poprosiła odpowiednie instytucje w naszym kraju, a także dostawców i importerów, o dokładną informację na ten temat i rozpoczęła kontrolę artykułów żywnościowych wwożonych na Litwę. Po otrzymaniu tych danych i przeprowadzeniu kontroli stwierdziła: „Przetwory mięsne z Polski są bezpieczne”. Kontrole hurtowników wykazały, że na Litwę nie są wwożone artykuły spożywcze z regionu Poznania. Po sprawdzeniu 12 firm stwierdzono, że importują one stamtąd tylko sól spożywczą. 
Źródło: IAR za: es inwestycje.pl 06.03.2012

Inspektor sanitarny: Sól techniczna nie jest groźna dla zdrowia

Inspektor sanitarny: Sól techniczna nie jest groźna dla zdrowia 


 Sól techniczna badana w laboratoriach Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego i Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu nie jest groźna dla zdrowia – poinformował we wtorek wielkopolski inspektor sanitarny Andrzej Trybusz. We wtorek zostały opublikowane wstępne opinie dotyczące soli, sporządzone przez: Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny w Warszawie, Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach, Konsultanta Krajowego w dziedzinie Toksykologii Klinicznej. Sól przemysłowa badana w laboratoriach Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego i Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu nie jest groźna dla zdrowia – poinformował wielkopolski inspektor sanitarny Andrzej Trybusz. Choć badania wykazały, że poziom zanieczyszczeń w tej soli nie był tak wysoki, by miał wpływ na zdrowie konsumentów, nie znaczy to, że taki produkt powinien być używany przy produkcji żywności – dodał. „Sól tak produkowana, przechowywana, konfekcjonowana nie spełnia żadnych norm sanitarnych i nigdy nie powinna się znaleźć w obrocie spożywczym” – podkreślił. Wielkopolski wojewódzki lekarz weterynarii Lesław Szabłoński poinformował, że w laboratoriach Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego przebadano trzy próbki soli zabezpieczonej przez CBŚ i wyniki były zbliżone do wyników badań WSSE. Prowadzone badania są efektem ustaleń CBŚ i poznańskiej prokuratury. Wynika z nich, że trzy firmy – dwie z województwa kujawsko-pomorskiego i jedna z woj. wielkopolskiego – mogły sprzedawać miesięcznie tysiące ton niejadalnej soli (będącej odpadem przy produkcji chlorku wapnia i używanej do posypywania zimą dróg) jako sól spożywczą. Proceder ten mógł trwać kilka lat. Sól trafiała głównie do odbiorców hurtowych, wytwórni wędlin, przetwórni ryb, mleczarni, piekarni, skąd w produktach mogła trafić do sklepów w całym kraju. W sprawie zatrzymano do tej pory pięć osób. Usłyszały zarzuty wprowadzenia do obrotu środka spożywczego szkodliwego dla zdrowia lub życia człowieka, za co może grozić do pięciu lat więzienia. Policja i służby weterynaryjne prowadziły kontrole firm na terenie całego kraju. Zabezpieczono do badań próbki z prawie tysiąca ton soli niejadalnej. W sprawie przesłuchano też kilkudziesięciu świadków, głównie odbiorców soli, którzy nie mieli świadomości, że dostarczana im sól nie jest spożywcza. Prokurator generalny Andrzej Seremet poprosił bydgoską prokuraturę o informację dotyczącą śledztwa, które umorzyła w 2006 r., a które dotyczyło właśnie oszustw z solą wypadową. Sprawę opisała w poniedziałek „Gazeta Wyborcza”. Z jej informacji wynika, że Urząd Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy wiedział o zanieczyszczonej soli już w 2002 r., a prokuraturę poinformował o tym w 2005 r. W aktach sprawy przewijało się m.in. nazwisko jednej z zatrzymanych obecnie osób. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu nie wyraziła zgody na opublikowanie list firm, które potencjalnie mogły używać niejadalnej soli.

Źródło: PAP 06-03-2012

Polska nie poprze propozycji duńskiej prezydencji dot. GMO

Polska nie poprze propozycji duńskiej prezydencji dot. GMO 


 KE chce zmienić unijne prawo dot. upraw genetycznie modyfikowanych, zapewniając krajom unijnym większą swobodę podejmowania decyzji. Duńskie przewodnictwo proponuje, by zakaz upraw był negocjowany w firmą, która chce wprowadzić GMO na dany rynek. Polski rząd jest przeciw. Dyskusja w sprawie GMO trwa na unijnym forum od kilku lat. Już w 2008 r. część krajów Wspólnoty wskazywała na potrzebę zmiany przepisów dotyczących możliwości ograniczania na terytorium kraju upraw GMO. Wskazywano, że zakazanie uprawy GMO powinno być możliwe nie tylko na podstawie danych naukowych o szkodliwości wpływu danego GMO, ale także ze względu na czynniki społeczno-ekonomiczne, które są różne w poszczególnych krajach. Niektóre kraje UE już wprowadziły na swoim terytorium zakaz uprawy GMO, powołując się przede wszystkim na klauzulę bezpieczeństwa i wskazując szkodliwość danej modyfikacji genetycznej dla zdrowia ludzi i środowiska. We wszystkich jednak przypadkach UE wykazywała, że zakazy te były prawnie nieuzasadnione. Ale Rada odrzuciła wszystkie wnioski Komisji, mające na celu uchylenie krajowych środków ochrony w zakresie upraw GMO. 13 lipca 2010 r. KE przedstawiła m.in. projekt nowych przepisów umożliwiających krajom ograniczanie lub zakaz upraw GMO. Według ostatniej propozycji KE, kraje będą mogły zakazywać upraw GMO na części lub na swoim całym terytorium także z powodu innych czynników niż naukowe. Polska jest za takim rozwiązaniem. Jednak na razie nie udało się zakończyć prac nad zmianą dyrektywy w sprawie GMO. Podczas prezydencji polskiej – w drugiej połowie 2011 r. – mimo wielu uzgodnień kompromisowych nie udało się uzyskać akceptacji większości krajów dla tych zmian. Obecnie sprawą zajmuje się prezydencja duńska. Duńczycy na początku 2012 r. zaproponowali poprawki do projektu dyrektywy o GMO. Wersja ta proponuje, aby kraj, który chce wprowadzić zakaz GMO, konsultował to bezpośrednio z firmą wnioskującą o wprowadzenie takiego produktu na rynek. Prezydencja duńska chce, by porozumienie polityczne zostało osiągnięte na najbliższym posiedzeniu unijnej Rady ds. Środowiska 9 marca br. Ze stanowiska rządu przedstawionego na posiedzeniu sejmowej komisji ds. europejskich w ubiegłym tygodniu przez ministra środowiska Janusza Zaleskiego wynika, że Polska nie zaakceptuje propozycji zgłoszonych przez prezydencję duńską. W ocenie wiceministra „takie zapisy budzą co najmniej wątpliwości interpretacyjne i będą niemożliwe do zastosowania w praktyce”. „Polska będzie popierała te zapisy, które będą umożliwiały zakazy upraw GMO lub określonych grup GMO na podstawie kryteriów pozaśrodowiskowych oraz środowiskowych, które dotychczas nie były uwzględniane” – poinformował. „Obecnie można wprowadzać zakaz upraw, gdy są niezbite dowody z badań naukowych ze względu na zagrożenie GMO. Jeżeli przyjmiemy wersję, że zakaz może być wprowadzony na podstawie czynników społecznych i kulturowych czy braku akceptacji społecznej, daje to wolne pole do działania i możliwość zrealizowania wszelkich zakazów” – tłumaczył wiceszef resortu środowiska. KE zastrzegła sobie prawo do utrzymania dotychczasowego unijnego systemu zatwierdzania GMO, a także zapewnienia swobodnego obrotu i przywozu zmodyfikowanej genetycznie żywności, pasz i nasion. Zdaniem Zaleskiego, przyjęcie dyrektywy KE w sprawie GMO na najbliższym posiedzeniu Rady ds. Środowiska jest wątpliwe, gdyż „jest znaczna większość blokująca”. Jeżeli tak się stanie, to prace nad tym dokumentem zostaną przerwane i będą obowiązywały obecne przepisy. W naszym kraju obecnie obowiązuje zakaz upraw GMO. Z tego powodu Europejski Trybunał Sprawiedliwości nakazał Polsce zmianę przepisów. Prace nad ustawą o GMO zostały przerwane w 2010 r. W tej kadencji Sejmu nie wpłynął do laski marszałkowskiej nowy projekt takiej ustawy.

Źródło: PAP 06-03-2012

Każdy rolnik ma mieć biogazownię

Każdy rolnik ma mieć biogazownię


 Energia Dla Firm chce budować rolnikom minielektrownie i grać na giełdzie energii – donosi „Puls Biznesu”. Energia Dla Firm, która tylko sprzedaje energię, ma pomysł na rozwój kolejnego energetycznych biznesu. Na razie, w pierwszym roku działalności, odebrała czołowym spółkom energetycznym około 20 tys. klientów, z czego 11 tys. to przedsiębiorcy, a 9 tys. gospodarstwa domowe. W tym roku chce zdobyć jeszcze 13 tys. odbiorców biznesowych i zacząć rozwijać biznes biogazowy. „W ramach mikrogeneracji chcielibyśmy budować przy gospodarstwach rolniczych minibiogazownie. Będziemy oferować rolnikowi zaprojektowanie, wybudowanie i uruchomienie takiej przydomowej elektrowni. Załatwimy też finansowanie, a później zajmiemy się kwestią odprowadzenia do sieci energii (której gospodarstwo nie zużyje na własne potrzebny), jej sprzedażą i sprzedażą zielonych certyfikatów z tytułu jej wytworzenia” – mówi Paweł Owczarski, prezes Energii Dla Firm. Na początek spółka założyła budowę kilkunastu takich mikrogeneracji i jednego większego źródła. Łączna moc tych projektów nie przekroczy 5 MW. „Minibiogazownie można potencjalnie zbudować nawet w milionie gospodarstw rolnych. Tak jak posiadanie komputera 20 lat temu na wsi wydawało się szaleństwem, tak dzisiaj dla niektórych może brzmieć przydomowa minielektrownia” – twierdzi prof. Krzysztof Żmijewski, sekretarz generalny Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji. Zdaniem prezesa Energii Dla Firm, spółka zajmując odpowiednie pozycje na rynku, finansowym mogłaby decydować, czy chce tam sprzedać energię czy sprzedać ją klientom końcowym – zależnie od zysku możliwego do zrealizowania na danej transakcji. „Dawałoby nam to szanse na osiągnięcie wyższych marż. Musimy jednak najpierw rozbudować kompetencje handlowe w zakresie instrumentów finansowych” – mówi Paweł Owczarski. (PAP)

Źródło: PAP, bankier.pl tpo 24.02.2012