FORUM
Poezja młodego rolnika
Poezja młodego rolnika
Od X lat hoduję świnie,
zapał mój szybko nie minie,
bowiem ja należę do tych,
co dostają 8 złotych!
Inny dochód ja mam w nosie,
bo mi płacą złotych 8.
Jutro też sprzedaje stówke,
oczywiście za gotówkę!
8 złotych dobra cena,
8 złotych życie zmienia,
8 złotych, zero strączki,
zacieram z radości rączki!
Wiem już co robicie teraz,
wiem, że zazdrość was już zżera.
Fajna sprawa, lecz niestety,
opowiadam same bzdety
Bo choć było bardzo miło,
wszystko mi się to przyśniło.
8 złotych - można marzyć,
to się nigdy nie przydarzy,
8 złotych : banknot, bilon,
dadzą, ale... za dwa kilo!
zapał mój szybko nie minie,
bowiem ja należę do tych,
co dostają 8 złotych!
Inny dochód ja mam w nosie,
bo mi płacą złotych 8.
Jutro też sprzedaje stówke,
oczywiście za gotówkę!
8 złotych dobra cena,
8 złotych życie zmienia,
8 złotych, zero strączki,
zacieram z radości rączki!
Wiem już co robicie teraz,
wiem, że zazdrość was już zżera.
Fajna sprawa, lecz niestety,
opowiadam same bzdety
Bo choć było bardzo miło,
wszystko mi się to przyśniło.
8 złotych - można marzyć,
to się nigdy nie przydarzy,
8 złotych : banknot, bilon,
dadzą, ale... za dwa kilo!
Rozmyślali trzej rolnicy,
Jak zarobić na pszenicy,
Trzech rolników - mało osób,
Ale każdy miał swój sposób.
Rzecze pierwszy: będzie trzeba
zabrać się za wypiek chleba.
A że żyje mi się marnie,
Ja tam stawiam na piekarnię!
Mam surowiec, trochę chęci,
Być piekarzem - to mnie nęci!
Drugi na to, pełen gniewu:
Zwiększyć areał zasiewu!
Zamiast 3 pól, wsieję 8!
Nic rzepaku, mam go w nosie.
W zimę kontrakt podpisałem,
Za psie grosze go sprzedałem.
A do tego słabe plony,
Hektar jeden, a dwie tony.
Na to się odzywa trzeci:
Wy jesteście niczym dzieci!
Ja tam sprzedaż widze w porcie,
chociaż problem tkwi w transporcie.
Bo jak dobrze sami wiecie,
Nie mam świateł w MTZcie.
Jak Inspekcja mnie zatrzyma,
pewna jest w więzieniu zima.
Bo nie jestem tak bogaty,
Żeby robić na mandaty.
W porcie cenę oferują,
W mig na statek załadują.
Płacą w Euro, lub w Dolarach,
Jednak mnie odstrasza kara.
Myśl ta ciągle mnie przenika,
Stachu! Pożycz mi ciągnika!
I tak ciągle rozmyślali,
Aż w końcu pousypiali.
Bo gdy schodzą się rolnicy,
Znika wiadro śliwowicy.
Rano zamiast leczyć kaca,
Orka, siew, codzienna praca...
Jak zarobić na pszenicy,
Trzech rolników - mało osób,
Ale każdy miał swój sposób.
Rzecze pierwszy: będzie trzeba
zabrać się za wypiek chleba.
A że żyje mi się marnie,
Ja tam stawiam na piekarnię!
Mam surowiec, trochę chęci,
Być piekarzem - to mnie nęci!
Drugi na to, pełen gniewu:
Zwiększyć areał zasiewu!
Zamiast 3 pól, wsieję 8!
Nic rzepaku, mam go w nosie.
W zimę kontrakt podpisałem,
Za psie grosze go sprzedałem.
A do tego słabe plony,
Hektar jeden, a dwie tony.
Na to się odzywa trzeci:
Wy jesteście niczym dzieci!
Ja tam sprzedaż widze w porcie,
chociaż problem tkwi w transporcie.
Bo jak dobrze sami wiecie,
Nie mam świateł w MTZcie.
Jak Inspekcja mnie zatrzyma,
pewna jest w więzieniu zima.
Bo nie jestem tak bogaty,
Żeby robić na mandaty.
W porcie cenę oferują,
W mig na statek załadują.
Płacą w Euro, lub w Dolarach,
Jednak mnie odstrasza kara.
Myśl ta ciągle mnie przenika,
Stachu! Pożycz mi ciągnika!
I tak ciągle rozmyślali,
Aż w końcu pousypiali.
Bo gdy schodzą się rolnicy,
Znika wiadro śliwowicy.
Rano zamiast leczyć kaca,
Orka, siew, codzienna praca...
Kupił tatko MTZa,
w domu radość i podnieta.
A kosztował siedem stówek,
Bank pożyczył nam gotówę.
Dziadek z Babcią też coś dali,
6 lat ponoć odkładali.
Trzeba umieć się lansować,
Nowe, nie stare kupować!
Na wsi wciąż żywa zasada,
sprzęt mieć lepszy od sąsiada.
A że sąsiad cienko przędzie,
nasz najlepszy we wsi będzie.
Sprzęcik świerzo sprowadzony,
W nowej szopie postawiony.
Proboszcz szybko go poświęcił,
by się w polu nie rozkręcił.
No bo znany jest przypadek,
Że od przodka odpadł zadek.
Ksiądz z zachwytu głośno mlaskał,
Za święcenie wziął "co łaska".
Potem jeszcze nam doradził,
Że za "stówkę" go okadzi.
Bo kadzidłem okadzanie
Bardzo zmniejszyć ma spalanie.
Wszyscy w domu dzisiaj mili,
Wszyscy toast już wypili.
Tata wziął bimbru napędził,
Udziec z świni też się wędzi.
Będzie bal, wesele, feta,
Na cześć tego MTZa!
Siedzi dziadek zamyślony,
albo raczej podchmielony.
Rzecze: teraz to sa czasy,
Ciągnik jest światowej klasy!
Piękny ciągnik, z ruskiej stali,
Czołgi z niej produkowali.
Mocne czołgi odlewali,
Wojnę dzięki nim wygrali.
Babka na to: o mój Boże!
W jakim on pięknym kolorze!
Bratni naród przypomina
I Gomułkę. I Stalina.
Całą noc tak przegadali.
Pili, jedli, nic nie spali.
Ja tam z nimi pić nie chciałem,
Inne plany w głowie miałem.
Póki chęć na sen nie minie,
Pójdę przespać się w kabinie!
Minął tydzień, lecz niecały.
Wszystkim miny posmutniały.
Ojciec wściekły, matka ryczy,
To samo się babki tyczy.
Jak tak można, w taką chwilę,
W serce nasze wbijać szpilę?!
Trza żyć dalej, nie ma rady,
Podłe ludzie te sąsiady.
Miałem dziś w społecznym czynie
Wozić dzieci na festynie.
Sąsiad w totka wygrał kasę,
Będzie woził dzieci CLAASEM!!!
w domu radość i podnieta.
A kosztował siedem stówek,
Bank pożyczył nam gotówę.
Dziadek z Babcią też coś dali,
6 lat ponoć odkładali.
Trzeba umieć się lansować,
Nowe, nie stare kupować!
Na wsi wciąż żywa zasada,
sprzęt mieć lepszy od sąsiada.
A że sąsiad cienko przędzie,
nasz najlepszy we wsi będzie.
Sprzęcik świerzo sprowadzony,
W nowej szopie postawiony.
Proboszcz szybko go poświęcił,
by się w polu nie rozkręcił.
No bo znany jest przypadek,
Że od przodka odpadł zadek.
Ksiądz z zachwytu głośno mlaskał,
Za święcenie wziął "co łaska".
Potem jeszcze nam doradził,
Że za "stówkę" go okadzi.
Bo kadzidłem okadzanie
Bardzo zmniejszyć ma spalanie.
Wszyscy w domu dzisiaj mili,
Wszyscy toast już wypili.
Tata wziął bimbru napędził,
Udziec z świni też się wędzi.
Będzie bal, wesele, feta,
Na cześć tego MTZa!
Siedzi dziadek zamyślony,
albo raczej podchmielony.
Rzecze: teraz to sa czasy,
Ciągnik jest światowej klasy!
Piękny ciągnik, z ruskiej stali,
Czołgi z niej produkowali.
Mocne czołgi odlewali,
Wojnę dzięki nim wygrali.
Babka na to: o mój Boże!
W jakim on pięknym kolorze!
Bratni naród przypomina
I Gomułkę. I Stalina.
Całą noc tak przegadali.
Pili, jedli, nic nie spali.
Ja tam z nimi pić nie chciałem,
Inne plany w głowie miałem.
Póki chęć na sen nie minie,
Pójdę przespać się w kabinie!
Minął tydzień, lecz niecały.
Wszystkim miny posmutniały.
Ojciec wściekły, matka ryczy,
To samo się babki tyczy.
Jak tak można, w taką chwilę,
W serce nasze wbijać szpilę?!
Trza żyć dalej, nie ma rady,
Podłe ludzie te sąsiady.
Miałem dziś w społecznym czynie
Wozić dzieci na festynie.
Sąsiad w totka wygrał kasę,
Będzie woził dzieci CLAASEM!!!
Ostatnio zmieniony wtorek 21 wrz 2010, 22:38 przez Peron, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeśli jest kto na tym świecie,
Kto się zna na MTZcie,
Niech mi powie z hardą miną
Jak odpalić ciągnik zimą?
Po północy dzisiaj wstałem
I baterie ładowałem,
Mam prostownik całkiem nowy
Duży, polski, rozruchowy.
Tamten spłonął wczoraj z rana
Podczas próby odpalania.
Pół dnia żeśmy ładowali,
Ale ciągnik... nie odpalił!
Teraz jest już 7.10.
Łapie mnie powoli niechęć.
Siedem godzin ładowania,
Czas spróbować odpalania.
Znowu żeśmy próbowali
Ale ciągnik... nie odpalił!
"Słyszysz synu? Coś tam pyka!
Będzie wina rozrusznika!
Jedź do miasta i kup nowy,
Model szybkooobrotowy.
Stary kręci już bezradnie,
Nowy ma jakąś przekładnie.
Marian bardzo go zachwala,
ciągnik zawsze mu odpala"
Pojechałem i wróciłem,
Stary szybko wymieniłem,
Razem żeśmy wymieniali
Ale ciągnik... nie odpali!
"Nie ma rady, trza pomocy!
Kup baterię większej mocy.
Stara ma już chyba spięcie.
Trzeba mocy w takim sprzęcie!"
Pojechałem i wróciłem,
Nową szybko założyłem
Razem żeśmy zakładali
Ale ciągnik... nie odpali!
Nowy powód ojciec zwietrzył,
Że się ciągnik zapowietrzył.
Ściągnął przewód i o dziwo
Pompa podaje paliwo!
"Podczas próby odpalania
Próbuj ręczną pompowania"
Tak żeśmy kombinowali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Może on nalerzy do tych,
że odpala poprzez popych?
Wszyscy z domu się zlecieli,
Wszyscy jakoś pomóc chcieli.
Długo żeśmy go tak pchali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Na to dziadek nie wytrzymał:
"Ale mam pierdołe syna!
Skocz po linę, ciągnik drugi,
Tylko najpierw odczep pługi.
Zobaczycie moi mili,
Że odpali w jednej chwili.
Długo żeśmy go ciągali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Mówię: "Tato, nie ma żartów,
trzeba użyć samostartu.
Bo na puszcze napisali,
KAŻDY SILNIK WNET ODPALI.
Całą puszkę wypsikałem
I na efekty czekałem.
Chyba błędnie napisali,
ciągnik dalej nie odpali!
Tata do mnie: "weż no Młody
Przynieś wiadro wrzącej wody.
Woda byśmy go rozgrzali,
Może wtedy nam odpali?"
Dwa wiaderka żeśmy wlali,
Ale ciągnik... nie odpalił!
Dziadek bardzo się zasmucił:
"Może urok zły kto rzucił?"
A zdjąć urok sprawa trudna,
potrzebna skarpeta brudna.
Żeśmy go nią obcierali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Trudna sprawa, co poradzić?
Nikt mądrego nic nie radzi.
Sto sposobów - zero skutków,
Każdy pogrążony w smutku.
"Trzeba będzie -stwierdził Tata -
czekać chyba aż do lata!!!"
Kto się zna na MTZcie,
Niech mi powie z hardą miną
Jak odpalić ciągnik zimą?
Po północy dzisiaj wstałem
I baterie ładowałem,
Mam prostownik całkiem nowy
Duży, polski, rozruchowy.
Tamten spłonął wczoraj z rana
Podczas próby odpalania.
Pół dnia żeśmy ładowali,
Ale ciągnik... nie odpalił!
Teraz jest już 7.10.
Łapie mnie powoli niechęć.
Siedem godzin ładowania,
Czas spróbować odpalania.
Znowu żeśmy próbowali
Ale ciągnik... nie odpalił!
"Słyszysz synu? Coś tam pyka!
Będzie wina rozrusznika!
Jedź do miasta i kup nowy,
Model szybkooobrotowy.
Stary kręci już bezradnie,
Nowy ma jakąś przekładnie.
Marian bardzo go zachwala,
ciągnik zawsze mu odpala"
Pojechałem i wróciłem,
Stary szybko wymieniłem,
Razem żeśmy wymieniali
Ale ciągnik... nie odpali!
"Nie ma rady, trza pomocy!
Kup baterię większej mocy.
Stara ma już chyba spięcie.
Trzeba mocy w takim sprzęcie!"
Pojechałem i wróciłem,
Nową szybko założyłem
Razem żeśmy zakładali
Ale ciągnik... nie odpali!
Nowy powód ojciec zwietrzył,
Że się ciągnik zapowietrzył.
Ściągnął przewód i o dziwo
Pompa podaje paliwo!
"Podczas próby odpalania
Próbuj ręczną pompowania"
Tak żeśmy kombinowali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Może on nalerzy do tych,
że odpala poprzez popych?
Wszyscy z domu się zlecieli,
Wszyscy jakoś pomóc chcieli.
Długo żeśmy go tak pchali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Na to dziadek nie wytrzymał:
"Ale mam pierdołe syna!
Skocz po linę, ciągnik drugi,
Tylko najpierw odczep pługi.
Zobaczycie moi mili,
Że odpali w jednej chwili.
Długo żeśmy go ciągali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Mówię: "Tato, nie ma żartów,
trzeba użyć samostartu.
Bo na puszcze napisali,
KAŻDY SILNIK WNET ODPALI.
Całą puszkę wypsikałem
I na efekty czekałem.
Chyba błędnie napisali,
ciągnik dalej nie odpali!
Tata do mnie: "weż no Młody
Przynieś wiadro wrzącej wody.
Woda byśmy go rozgrzali,
Może wtedy nam odpali?"
Dwa wiaderka żeśmy wlali,
Ale ciągnik... nie odpalił!
Dziadek bardzo się zasmucił:
"Może urok zły kto rzucił?"
A zdjąć urok sprawa trudna,
potrzebna skarpeta brudna.
Żeśmy go nią obcierali,
Ale ciągnik... nie odpali!
Trudna sprawa, co poradzić?
Nikt mądrego nic nie radzi.
Sto sposobów - zero skutków,
Każdy pogrążony w smutku.
"Trzeba będzie -stwierdził Tata -
czekać chyba aż do lata!!!"
-
- Posty: 2836
- Rejestracja: wtorek 03 lis 2009, 20:15
- Lokalizacja: lubelskie
-
- Posty: 2836
- Rejestracja: wtorek 03 lis 2009, 20:15
- Lokalizacja: lubelskie
cos o sianiu
Ja dzisiaj pszenżyto siałem
co się przy tym nadenerwowałem(nawk...iałem)
Unia maszynę za pół ceny dała
co pszenżyta siać nie chciała
Próba kręcona, waga odpalona
no i dawka ustalona,
No i w pole wyruszyli
Poznaniaka z famarolu odpalili
No i przejazd jeden, drugi, tzreci
a tu z rurek za dużo leci !
Sąsiad na to co tak gęsto siejesz,
Ja mu na to zobaczysz jak ukosze to zbielejesz,
Ojciec mówi
nie ma rady trzeba zmniejszyć tej obsady,
wnet za wajche pochwyciłem
i dawke zmieniłem
w końcu coś za mało leci
rozkrzewi się mówi
sąsiad trzeci
I tak my wszyscy uradzili
że w porcie
na następny rok zamówili

Ja dzisiaj pszenżyto siałem
co się przy tym nadenerwowałem(nawk...iałem)
Unia maszynę za pół ceny dała
co pszenżyta siać nie chciała
Próba kręcona, waga odpalona
no i dawka ustalona,
No i w pole wyruszyli
Poznaniaka z famarolu odpalili
No i przejazd jeden, drugi, tzreci
a tu z rurek za dużo leci !
Sąsiad na to co tak gęsto siejesz,
Ja mu na to zobaczysz jak ukosze to zbielejesz,
Ojciec mówi
nie ma rady trzeba zmniejszyć tej obsady,
wnet za wajche pochwyciłem
i dawke zmieniłem
w końcu coś za mało leci
rozkrzewi się mówi
sąsiad trzeci
I tak my wszyscy uradzili
że w porcie
na następny rok zamówili

Tato chlewnie pobudował
wszystkie grosze w to wpompował
pół miliona kosztowała
zysku wiele nie dawało
przyszedł feralny rok siódmy
dla nas czas cholernie trudny
prosiąt nikt nie chciał za darmo
ma robota szła na marno
Spółdzielczy bank już spasował
BGŻ nas poratował
później młody przejął wodze
choć ojciec przykazał srodze
rządź mądrze, inwestuj śmiało
by na posag sióstr starczało
jednak cena się posrała
rzeźnia kabana nie chciała
tucznik znów poniżej czterech
a siostra chce na wesele
morał z tego dobrze znany
kasy brak, gnój zaorany
wszystkie grosze w to wpompował
pół miliona kosztowała
zysku wiele nie dawało
przyszedł feralny rok siódmy
dla nas czas cholernie trudny
prosiąt nikt nie chciał za darmo
ma robota szła na marno
Spółdzielczy bank już spasował
BGŻ nas poratował
później młody przejął wodze
choć ojciec przykazał srodze
rządź mądrze, inwestuj śmiało
by na posag sióstr starczało
jednak cena się posrała
rzeźnia kabana nie chciała
tucznik znów poniżej czterech
a siostra chce na wesele
morał z tego dobrze znany
kasy brak, gnój zaorany

gdy tak dzis na necie siedzialem
i nad Perona poezja rozmyslalem...
O tym nowym MTZ-cie
i z jego powodu podniecie
Jak nie chcial odpalic
i musieli sie nad nim wszyscy zalic...
O tych prosiakach po 8zlotych
co zostaly po nich tylko wzdychoty
O tej siostrze co sie chajtac chciala
i Perona do bankrodztwa doprowadzala
O rolnikach co sie schlali
bo widocznie za malo roboty posiadali
albo wlasnie swinie sprzedali
i je potem opijali
Z tego taki moral mamy
i glosno o nim opowiadamy
rolnik musi zapier_____
by rzad mogl sie opier___
rolnik za dwoch robic musi
by zarabiac na kapusi
cale zycie ciezko pracuje
z innej branzy w wytrwaloscia nikt mu nie dorownuje
gdy swinie wychoduje
i za nie troche kasy w banku zdeponuje
kupi sobie nowy sprzet
a naprawde to jest zęch
ot rolnika wielkie staranie
na koniec i tak z kupa gnoju zostanie
i nad Perona poezja rozmyslalem...
O tym nowym MTZ-cie
i z jego powodu podniecie
Jak nie chcial odpalic
i musieli sie nad nim wszyscy zalic...
O tych prosiakach po 8zlotych
co zostaly po nich tylko wzdychoty
O tej siostrze co sie chajtac chciala
i Perona do bankrodztwa doprowadzala
O rolnikach co sie schlali
bo widocznie za malo roboty posiadali
albo wlasnie swinie sprzedali
i je potem opijali
Z tego taki moral mamy
i glosno o nim opowiadamy
rolnik musi zapier_____
by rzad mogl sie opier___
rolnik za dwoch robic musi
by zarabiac na kapusi
cale zycie ciezko pracuje
z innej branzy w wytrwaloscia nikt mu nie dorownuje
gdy swinie wychoduje
i za nie troche kasy w banku zdeponuje
kupi sobie nowy sprzet
a naprawde to jest zęch
ot rolnika wielkie staranie
na koniec i tak z kupa gnoju zostanie
-
- Posty: 2836
- Rejestracja: wtorek 03 lis 2009, 20:15
- Lokalizacja: lubelskie
-
- Posty: 1
- Rejestracja: niedziela 26 wrz 2010, 20:30
I zaczęła się panika...
Wykorzystac chcą rolnika!
Świnie w dół na łeb, na szyję.
Rusza mnie to, bo z nich żyję.
Daje mi to do myślenia,
Bo na skupach żywca nie ma!
Pewnie gdzieś tam ogłosili,
Żeśmy się już wzbogacili.
Wkróce cena znów 3 złote.
Nową znaleźć trza robotę.
Uzmysławiam Was rodacy:
Czas poszukać lepszej pracy!
Bo z hodowli nie utrzymasz
Żony, córki, jak i syna.
W mieście mówią: na wsi super!
Na podwórkach auto, skuter,
Że kupione nie na raty,
Lecz za unijne dopłaty.
Że nie płaca na wsi ZUSU,
Tylko ciągną kase z KRUSU.
Mówią też, trochę zazdrośnie,
Chłop zasieje - samo rośnie.
Pole samo się zaorze.
Po co jeździć na traktorze?
Kombajn pole sam wykosi.
Po co się sąsiada prosić?
Szkoda, że się nic nie zmienia
Taki błędny tok myślenia.
Tu nie leci manna z nieba,
A kredyty spłacać trzeba.
Skoro na wsi rarytasy,
Skoro mamy tyle kasy,
Że nie mieści się w kieszeni,
Może ktoś się chce zamienić?!
Wykorzystac chcą rolnika!
Świnie w dół na łeb, na szyję.
Rusza mnie to, bo z nich żyję.
Daje mi to do myślenia,
Bo na skupach żywca nie ma!
Pewnie gdzieś tam ogłosili,
Żeśmy się już wzbogacili.
Wkróce cena znów 3 złote.
Nową znaleźć trza robotę.
Uzmysławiam Was rodacy:
Czas poszukać lepszej pracy!
Bo z hodowli nie utrzymasz
Żony, córki, jak i syna.
W mieście mówią: na wsi super!
Na podwórkach auto, skuter,
Że kupione nie na raty,
Lecz za unijne dopłaty.
Że nie płaca na wsi ZUSU,
Tylko ciągną kase z KRUSU.
Mówią też, trochę zazdrośnie,
Chłop zasieje - samo rośnie.
Pole samo się zaorze.
Po co jeździć na traktorze?
Kombajn pole sam wykosi.
Po co się sąsiada prosić?
Szkoda, że się nic nie zmienia
Taki błędny tok myślenia.
Tu nie leci manna z nieba,
A kredyty spłacać trzeba.
Skoro na wsi rarytasy,
Skoro mamy tyle kasy,
Że nie mieści się w kieszeni,
Może ktoś się chce zamienić?!
Wstał dziś rolnik z bólem brzucha
W oczach jego strach, kostucha!
W zimnej wodzie twarz zamoczył,
Przetarł swe strwożone oczy.
Polsilverem się ogolił,
Przy tym ciągle coś biadolił.
Coś o unii i o rządzie,
O Lepperze i nierządzie,
Psioczył również na Pawlaka,
Bo to niby moda taka.
Wszyscy swołocz i hołota!
Nie oszczędził Palikota.
Nie ma w Sejmie polityka
Dbającego o rolnika!
Wyjął z szafy lekko brudny
Stary swój garnitur ślubny.
Kiedy był już wystrojony
Siadł do stołu zamyślony…
Żona wcześniej się zbudziła
Strawę smaczną przyrządziła.
Rolnik jadł i głośno mlaskał,
Znikła cała blacha ciasta.
A do tego mleka szklanka
Jedna, druga, cała bańka!
Kiedy był już najedzony
Rzekł spokojnie do swej żony:
„Czas mi w drogę Żono moja,
Tyś mi radość i ostoja.
Nie ma drugiej takiej żony
Los mój chyba przesądzony”
Wyszedł, poszedł na przystanek
Bardzo mglisty był to ranek.
Pekaesem gnał do miasta
A strach jego ciągle wzrastał.
Bilet zmięty wsunął w kieszeń
Spodni w już niemodny deseń.
Stanął wreszcie u bram piekieł
A wierzącym był człowiekiem.
Więc gdy otwarł już te bramy,
Cały potem był oblany.
Czuł się niczym w lesie jeleń,
Dookoła sama zieleń!
Zieleń ścian i gumolitu,
Wszystko prócz bieli sufitu.
Podszedł wolno do okienka,
Drżeć zaczęła prawa ręka.
Jakby tego było mało
Głos mu całkiem odebrało!
Nie czuł wcale swego ciała,
Wiara tylko go wspierała:
„Z moim Panem, z mym Jezusem
Wygram z tymi piekielnym KRUSem!”
Pani groźnie nań spojrzała
Nosem dziwnie poruszała
Nie zabije woni trzody
Nawet litr kolońskiej wody.
Krzyknął rolnik: „Czego chcecie?!
Czemu znów mnie szkalujecie?!
Całe życie KRUS płaciłem!
Całe życie terminowo!”
Chłop zaskoczył ją swa mową.
„Co wy wszyscy o wsi wiecie?!
Czemu rente zabrać chcecie?!”
Pani na to zaskoczona
Powiedziała oburzona:
„Pan nam wciska jakieś bzdury!
My tu mamy PROCEDURY!
Myśmy Pana tu wezwali,
Bośmy renty przeliczali!
Po to było to wezwanie.
Dwieście więcej Pan dostanie!”
Zdębiał rolnik całkowicie
Czarne myśli miał o świcie.
A tu nagły błysk nadziei
Bardzo chłop się rozweselił.
Wnet się poczuł pewny siebie
„U was czuję się jak w niebie!”
W oczach jego strach, kostucha!
W zimnej wodzie twarz zamoczył,
Przetarł swe strwożone oczy.
Polsilverem się ogolił,
Przy tym ciągle coś biadolił.
Coś o unii i o rządzie,
O Lepperze i nierządzie,
Psioczył również na Pawlaka,
Bo to niby moda taka.
Wszyscy swołocz i hołota!
Nie oszczędził Palikota.
Nie ma w Sejmie polityka
Dbającego o rolnika!
Wyjął z szafy lekko brudny
Stary swój garnitur ślubny.
Kiedy był już wystrojony
Siadł do stołu zamyślony…
Żona wcześniej się zbudziła
Strawę smaczną przyrządziła.
Rolnik jadł i głośno mlaskał,
Znikła cała blacha ciasta.
A do tego mleka szklanka
Jedna, druga, cała bańka!
Kiedy był już najedzony
Rzekł spokojnie do swej żony:
„Czas mi w drogę Żono moja,
Tyś mi radość i ostoja.
Nie ma drugiej takiej żony
Los mój chyba przesądzony”
Wyszedł, poszedł na przystanek
Bardzo mglisty był to ranek.
Pekaesem gnał do miasta
A strach jego ciągle wzrastał.
Bilet zmięty wsunął w kieszeń
Spodni w już niemodny deseń.
Stanął wreszcie u bram piekieł
A wierzącym był człowiekiem.
Więc gdy otwarł już te bramy,
Cały potem był oblany.
Czuł się niczym w lesie jeleń,
Dookoła sama zieleń!
Zieleń ścian i gumolitu,
Wszystko prócz bieli sufitu.
Podszedł wolno do okienka,
Drżeć zaczęła prawa ręka.
Jakby tego było mało
Głos mu całkiem odebrało!
Nie czuł wcale swego ciała,
Wiara tylko go wspierała:
„Z moim Panem, z mym Jezusem
Wygram z tymi piekielnym KRUSem!”
Pani groźnie nań spojrzała
Nosem dziwnie poruszała
Nie zabije woni trzody
Nawet litr kolońskiej wody.
Krzyknął rolnik: „Czego chcecie?!
Czemu znów mnie szkalujecie?!
Całe życie KRUS płaciłem!
Całe życie terminowo!”
Chłop zaskoczył ją swa mową.
„Co wy wszyscy o wsi wiecie?!
Czemu rente zabrać chcecie?!”
Pani na to zaskoczona
Powiedziała oburzona:
„Pan nam wciska jakieś bzdury!
My tu mamy PROCEDURY!
Myśmy Pana tu wezwali,
Bośmy renty przeliczali!
Po to było to wezwanie.
Dwieście więcej Pan dostanie!”
Zdębiał rolnik całkowicie
Czarne myśli miał o świcie.
A tu nagły błysk nadziei
Bardzo chłop się rozweselił.
Wnet się poczuł pewny siebie
„U was czuję się jak w niebie!”
Znów nadeszła późna jesień,
Widać ją po drzewach w lesie.
Liście żółcią się oblały,
I z gałęzi pospadały.
Widać ją po pustych polach
Bo obsiana jest już rola.
Już ziemniaki wyzbierane,
Kartoflisko poorane,
Poplon dawno się zieleni,
Znowu nadszedł czas jesieni.
Ciężki to czas dla rolnika,
Ciężki też dla domownika.
Nuda wielka, brak jest pracy,
Wszyscy jacyś smutni tacy.
Każdy szuka więc zajęcia,
By uniknąć zatęchnięcia,
Dziadek w rogu miotły robi,
Babka stary obrus zdobi,
Matka z gęsi zdziera pióra,
Ojca znowu pali rura.
Znów z sąsiadem się napili
Bimbru, co go przyrządzili,
W lato nie ma zbytnio czasu,
Pędzić tego rarytasu.
Teraz jednak czas się znajdzie,
Bo ochota nieraz najdzie,
Jest też we wsi jeden taki,
Mistrz jesiennej wielkiej draki.
Młody rolnik i zaradny,
Wiejski sołtys, gminny radny.
A gdy nuda już go zmorzy,
Wynalazki cudne tworzy.
Gość na karku łeb ma raczej,
Więc wymyślił… DOPACHNIACZE!!!!
Wielce dziwny był to środek,
Bowiem niwelował smrodek.
Czyli zapach naturalny,
Choć nie całkiem był legalny.
Przyrządzany był naprędce,
Z tego, co mu wpadło w ręce.
Wielką popularnośc zdobył,
Nikt bez niego się nie obył.
Pod postacią był pigułek,
Kadzidełek i ampułek.
Trzy tabletki wystarczyły,
Każdy odór był wnet miły.
Nawet zapach obornika
Pomarańczą mózg przenikał.
Jeden w domu trzymał krowę,
Miała kupy lawendowe.
A gdy o nim jest już mowa,
Facet trochę przedawkował.
Ciągnik sprzedał, teraz płacze!
Wszystko na te DOPACHNIACZE!
Ci , co środki te kupili,
To się nawet już nie myli.
Zapach bowiem był w porządku,
Nawet, gdy przyjszli z obrządku.
Teraz nawet przeciwnicy,
Wielbią zapach gnojowicy.
Poszła wieść o nich po świecie
Dzięki sklepie w Internecie.
Sprzedaż była bardzo duża,
Gość fabrykę miał i stróża,
Dwie beemki, i co gorsze
Po wsi jeździł nowym porsche.
Szybko rolnik się dorobił,
Swym majątkiem wszystkich pobił.
Wrogów też miał gość niemało,
Bo nie wszystko im pachniało.
Spiskowali, główkowali,
Aż mu kontrol raz nasłali.
DOPACHNIACZE mu zabrano,
Taśmą sklep zaplombowano.
Rykła cała wieś rozpaczą,
Bo gnój znowu śmierdzieć zaczął.
Co poradzić… takie życie…
Raz na dole, raz na szczycie.
Muszę z bólem to wykrztusić:
Na wsi trochę śmierdzieć musi!!!
Widać ją po drzewach w lesie.
Liście żółcią się oblały,
I z gałęzi pospadały.
Widać ją po pustych polach
Bo obsiana jest już rola.
Już ziemniaki wyzbierane,
Kartoflisko poorane,
Poplon dawno się zieleni,
Znowu nadszedł czas jesieni.
Ciężki to czas dla rolnika,
Ciężki też dla domownika.
Nuda wielka, brak jest pracy,
Wszyscy jacyś smutni tacy.
Każdy szuka więc zajęcia,
By uniknąć zatęchnięcia,
Dziadek w rogu miotły robi,
Babka stary obrus zdobi,
Matka z gęsi zdziera pióra,
Ojca znowu pali rura.
Znów z sąsiadem się napili
Bimbru, co go przyrządzili,
W lato nie ma zbytnio czasu,
Pędzić tego rarytasu.
Teraz jednak czas się znajdzie,
Bo ochota nieraz najdzie,
Jest też we wsi jeden taki,
Mistrz jesiennej wielkiej draki.
Młody rolnik i zaradny,
Wiejski sołtys, gminny radny.
A gdy nuda już go zmorzy,
Wynalazki cudne tworzy.
Gość na karku łeb ma raczej,
Więc wymyślił… DOPACHNIACZE!!!!
Wielce dziwny był to środek,
Bowiem niwelował smrodek.
Czyli zapach naturalny,
Choć nie całkiem był legalny.
Przyrządzany był naprędce,
Z tego, co mu wpadło w ręce.
Wielką popularnośc zdobył,
Nikt bez niego się nie obył.
Pod postacią był pigułek,
Kadzidełek i ampułek.
Trzy tabletki wystarczyły,
Każdy odór był wnet miły.
Nawet zapach obornika
Pomarańczą mózg przenikał.
Jeden w domu trzymał krowę,
Miała kupy lawendowe.
A gdy o nim jest już mowa,
Facet trochę przedawkował.
Ciągnik sprzedał, teraz płacze!
Wszystko na te DOPACHNIACZE!
Ci , co środki te kupili,
To się nawet już nie myli.
Zapach bowiem był w porządku,
Nawet, gdy przyjszli z obrządku.
Teraz nawet przeciwnicy,
Wielbią zapach gnojowicy.
Poszła wieść o nich po świecie
Dzięki sklepie w Internecie.
Sprzedaż była bardzo duża,
Gość fabrykę miał i stróża,
Dwie beemki, i co gorsze
Po wsi jeździł nowym porsche.
Szybko rolnik się dorobił,
Swym majątkiem wszystkich pobił.
Wrogów też miał gość niemało,
Bo nie wszystko im pachniało.
Spiskowali, główkowali,
Aż mu kontrol raz nasłali.
DOPACHNIACZE mu zabrano,
Taśmą sklep zaplombowano.
Rykła cała wieś rozpaczą,
Bo gnój znowu śmierdzieć zaczął.
Co poradzić… takie życie…
Raz na dole, raz na szczycie.
Muszę z bólem to wykrztusić:
Na wsi trochę śmierdzieć musi!!!
Ostatnio zmieniony środa 20 paź 2010, 20:51 przez Peron, łącznie zmieniany 1 raz.
Pyta nas dziś rolnik młody,
Nas – hodowców chlewnej trzody,
Co ma zrobić? (jest nieśmiały)
By dziewczyny go kochały?
Kochać na wsi, to jest wyczyn!
Nie da się bez pewnych przyczyn.
Trudna sprawa, serce boli
Harem mieć i być na roli?
Toż to prawie niemożliwe!
Dziś dziewczęta opryskliwe!
Włosy w farbie, w uszach klipsy,
W pępku kolczyk, długie tipsy.
Trzeba wielką mieć praktykę
Wyrwać ją będąc rolnikiem!
I tu nawet nie pomoże
Bajer o nowym traktorze.
Rzucisz uśmiech na jej lico,
Jeżdząc starą beemwicą.
Może być calibra opel.
Działa jak ogień na sopel!
Musisz też mieć białą czapkę,
Zwiększysz tym na siebie chrapkę.
Na smyczy telefon nowy,
Modny model dotykowy.
Założ też bluzę firmową,
Dowcip rzuć luzacką mową,
Nie wspominaj nic o świniach,
Bo jej szybko zrzednie mina.
Nie mów nic o swojej chlewni
Bo da nogę – to jest pewnik!
Powiedz jej, żeś jest bogaty,
Że bierzesz duże dopłaty.
Że zabierzesz ją na wczasy,
Stać cię, bo masz dużo kasy.
Powiedz coś o empetrójkach,
Że wygląda dobrze w rurkach.
Że do twarzy jej w leginsach,
Dresach, mini no i jeansach!
Taka dziś jest rada moja,
A dziewczyna będzie twoja.
Teraz będę już poważny,
Miłośc – temat bardzo ważny.
Moja żona czyści, sprząta,
Po podwórku się też krząta,
Piecze bardzo dobre ciasta,
A pochodzi przecież z miasta!
Weź za pracę się ochoczo,
Sprawy niech się same toczą.
Po co w domu pusta dama?
Miłość w życiu przyjdzie sama!
Nas – hodowców chlewnej trzody,
Co ma zrobić? (jest nieśmiały)
By dziewczyny go kochały?
Kochać na wsi, to jest wyczyn!
Nie da się bez pewnych przyczyn.
Trudna sprawa, serce boli
Harem mieć i być na roli?
Toż to prawie niemożliwe!
Dziś dziewczęta opryskliwe!
Włosy w farbie, w uszach klipsy,
W pępku kolczyk, długie tipsy.
Trzeba wielką mieć praktykę
Wyrwać ją będąc rolnikiem!
I tu nawet nie pomoże
Bajer o nowym traktorze.
Rzucisz uśmiech na jej lico,
Jeżdząc starą beemwicą.
Może być calibra opel.
Działa jak ogień na sopel!
Musisz też mieć białą czapkę,
Zwiększysz tym na siebie chrapkę.
Na smyczy telefon nowy,
Modny model dotykowy.
Założ też bluzę firmową,
Dowcip rzuć luzacką mową,
Nie wspominaj nic o świniach,
Bo jej szybko zrzednie mina.
Nie mów nic o swojej chlewni
Bo da nogę – to jest pewnik!
Powiedz jej, żeś jest bogaty,
Że bierzesz duże dopłaty.
Że zabierzesz ją na wczasy,
Stać cię, bo masz dużo kasy.
Powiedz coś o empetrójkach,
Że wygląda dobrze w rurkach.
Że do twarzy jej w leginsach,
Dresach, mini no i jeansach!
Taka dziś jest rada moja,
A dziewczyna będzie twoja.
Teraz będę już poważny,
Miłośc – temat bardzo ważny.
Moja żona czyści, sprząta,
Po podwórku się też krząta,
Piecze bardzo dobre ciasta,
A pochodzi przecież z miasta!
Weź za pracę się ochoczo,
Sprawy niech się same toczą.
Po co w domu pusta dama?
Miłość w życiu przyjdzie sama!
Ostatnio zmieniony niedziela 14 lis 2010, 20:04 przez Peron, łącznie zmieniany 1 raz.
Rozpoczęły się zawody,
W szybkim biegu przez przeszkody.
No bo przeszkód jest bez liku,
Dla tych dzielnych zawodników.
A przeszkody, mówiąc szczerze,
tworzą sami w dużej mierze.
Biegną jednak niestrudzenie,
Nikt z nich nie jest bity w ciemię.
Bo nagroda jest pokaźną,
I co ważne- nie doraźna.
Biegną wszyscy więc przed siebie,
Głowy ich wysoko w niebie,
Każdy swe muskuły pręży,
Każdy wierzy, że zwycięży.
Każdy wierzy, że da radę,
I wywalczy tą posadę.
Wszyscy pewnie radę dadzą,
Tak są podnieceni władzą!
Ciężko jednak plakatami,
Walczyć w biegu z przeszkodami.
Kleją co dzień, gdzie popadnie,
Zanim ten wczorajszy spadnie.
Muszą pokazać wyborcom,
Że są z nimi na bieżąco.
Trzeba walczyć ulotkami
I innymi dodatkami.
Długopisy, kalendarze,
To jest hit kampanii marzeń.
A do tego te spotkania,
Pełne próśb i namawiania.
Jedni fundują kiełbasę,
Drudzy wódke dadzą czasem,
Inni piwem znów częstują,
Tak wyborców swych werbuja!
Jeżdżą auta z bilboardami,
Kuszą nas obietnicami.
W każdej wsi drogi, chodniki,
Place zabaw i trawniki.
Dobrze też jest z megafonem,
Przejść się po wsi z głośnym tonem.
Każdy walczy zajadliwie,
Czasem aż wręcz obraźliwie.
Nie ma jednak nikt pretensji,
Wszyscy marzą o tej pensji.
My tą władze im zostawmy,
Władza- temat ciężko strawny.
Tyle mamy z niej korzyści,
Ile z zeszłorocznych liści.
Szczerze? Wolę orać pole,
Być rolnikiem, lecz z honorem.
W szybkim biegu przez przeszkody.
No bo przeszkód jest bez liku,
Dla tych dzielnych zawodników.
A przeszkody, mówiąc szczerze,
tworzą sami w dużej mierze.
Biegną jednak niestrudzenie,
Nikt z nich nie jest bity w ciemię.
Bo nagroda jest pokaźną,
I co ważne- nie doraźna.
Biegną wszyscy więc przed siebie,
Głowy ich wysoko w niebie,
Każdy swe muskuły pręży,
Każdy wierzy, że zwycięży.
Każdy wierzy, że da radę,
I wywalczy tą posadę.
Wszyscy pewnie radę dadzą,
Tak są podnieceni władzą!
Ciężko jednak plakatami,
Walczyć w biegu z przeszkodami.
Kleją co dzień, gdzie popadnie,
Zanim ten wczorajszy spadnie.
Muszą pokazać wyborcom,
Że są z nimi na bieżąco.
Trzeba walczyć ulotkami
I innymi dodatkami.
Długopisy, kalendarze,
To jest hit kampanii marzeń.
A do tego te spotkania,
Pełne próśb i namawiania.
Jedni fundują kiełbasę,
Drudzy wódke dadzą czasem,
Inni piwem znów częstują,
Tak wyborców swych werbuja!
Jeżdżą auta z bilboardami,
Kuszą nas obietnicami.
W każdej wsi drogi, chodniki,
Place zabaw i trawniki.
Dobrze też jest z megafonem,
Przejść się po wsi z głośnym tonem.
Każdy walczy zajadliwie,
Czasem aż wręcz obraźliwie.
Nie ma jednak nikt pretensji,
Wszyscy marzą o tej pensji.
My tą władze im zostawmy,
Władza- temat ciężko strawny.
Tyle mamy z niej korzyści,
Ile z zeszłorocznych liści.
Szczerze? Wolę orać pole,
Być rolnikiem, lecz z honorem.
Dla kolegi Corvina:
Wielkieś mi uczynił pustki w zapale moim
Nasz kolego Corvina tym wyznaniem swoim.
Pełno tu hodowców, a jakoby nikogo nie było.
Z jednym szczerym postem tak wielu nas zwątpiło.
Tyś dawał nam wiarę, że jednak się opłaci,
Wszystkiś motywował nas hodowców – braci,
Nie dopuściłeś nigdy nam ceną się przejmować,
Ani zapłaty brakiem zbytnio głowy pasować.
To tego, to owego zawdy pocieszając
I swoim ciepłym słowem lepsze czasy zapewniając.
Teraz wszystko umilkło, szczere pustki na forum,
Nie masz już świń, nie z powodu pomoru.
Z każdego Twego słowa płynie bólu rzeka,
A serce nasze mówi, że wszystkich nas to czeka.
Wielkieś mi uczynił pustki w zapale moim
Nasz kolego Corvina tym wyznaniem swoim.
Pełno tu hodowców, a jakoby nikogo nie było.
Z jednym szczerym postem tak wielu nas zwątpiło.
Tyś dawał nam wiarę, że jednak się opłaci,
Wszystkiś motywował nas hodowców – braci,
Nie dopuściłeś nigdy nam ceną się przejmować,
Ani zapłaty brakiem zbytnio głowy pasować.
To tego, to owego zawdy pocieszając
I swoim ciepłym słowem lepsze czasy zapewniając.
Teraz wszystko umilkło, szczere pustki na forum,
Nie masz już świń, nie z powodu pomoru.
Z każdego Twego słowa płynie bólu rzeka,
A serce nasze mówi, że wszystkich nas to czeka.
To już jest koniec,
Nie ma już nic…
Jesteśmy wolni?
Możemy iść?
Gdzie mamy pójść?!
Prosto przez siebie?!
Wiem… głupi jestem…
Bo kocham tą ziemię!
Zewsząd szyderstwa pełne zawiści
Zdeptać rolnika – ten plan się ziścił.
Taki to dziwny czas dla nas nastał
Najwięcej jadu wśród braci z miasta,
„Cwaniakom ze wsi zabrać dopłaty!”
Codziennie słyszę te postulaty…
„Okradasz Państwo, jesteś na KRUSie!”
Nikt nie wspomina o szwindlach w ZUSie.
Nie ma już we mnie tego zapału,
Pochylnią w dół się staczam pomału…
Nikt nie chce płacić za naszą pracę,
Ostatnie resztki nadziei tracę,
Nie ważne co masz: chlewnię czy kurnik,
Wszystkich rolników mają za durni.
Znów nieprzespane kolejne noce,
Za darmo wezmą pracy owoce…
Zarobku zero, wciąż same straty,
W banku pytają o spłatę raty.
Rząd nasz pozwala na spekulacje,
Duży i silny miał zawsze rację!
Rozmawiać nie chcą, nie mają czasu.
„Cena nie pasi? Wypuść do lasu!”
Ciągle to samo, nie chce się żyć.
To już jest koniec…
Nie ma już nic…
Nie ma już nic…
Jesteśmy wolni?
Możemy iść?
Gdzie mamy pójść?!
Prosto przez siebie?!
Wiem… głupi jestem…
Bo kocham tą ziemię!
Zewsząd szyderstwa pełne zawiści
Zdeptać rolnika – ten plan się ziścił.
Taki to dziwny czas dla nas nastał
Najwięcej jadu wśród braci z miasta,
„Cwaniakom ze wsi zabrać dopłaty!”
Codziennie słyszę te postulaty…
„Okradasz Państwo, jesteś na KRUSie!”
Nikt nie wspomina o szwindlach w ZUSie.
Nie ma już we mnie tego zapału,
Pochylnią w dół się staczam pomału…
Nikt nie chce płacić za naszą pracę,
Ostatnie resztki nadziei tracę,
Nie ważne co masz: chlewnię czy kurnik,
Wszystkich rolników mają za durni.
Znów nieprzespane kolejne noce,
Za darmo wezmą pracy owoce…
Zarobku zero, wciąż same straty,
W banku pytają o spłatę raty.
Rząd nasz pozwala na spekulacje,
Duży i silny miał zawsze rację!
Rozmawiać nie chcą, nie mają czasu.
„Cena nie pasi? Wypuść do lasu!”
Ciągle to samo, nie chce się żyć.
To już jest koniec…
Nie ma już nic…